Smocza Straż. Gniew Króla Smoków!

autor

Brandon Mull powraca z kolejną oszałamiającą przygodą!

         

            Celebrant, Król Smoków, planuje odwet i zemstę. Wadzą mu smocze azyle, które nie są już przez niego postrzegane jako bezpieczne przystanie, a jako ograniczające wolność więzienia.

            Kendra i Seth Sorensonowie nie mogą zaznać spokoju.

            Pora się wydostać i przejąć kontrolę nad światem!

            Czy rodzeństwu Sorensonów uda się stawić czoła nowemu niebezpieczeństwu? Jakich mocy będą musieli użyć, jaką siłą się wykazać i z czyjej pomocy skorzystać, by przeciwstawić się złym siłom?

            Jaką rolę w tej historii odegra Czarkamień?

            (…) rozpocznie się otwarta wojna, która będzie trwała aż do czasu wyłonienia zwycięzcy. Nie miejcie złudzeń.

            Smoki zatriumfują.

Fragment:

   Smok z czerwoną grzywą wił się na dziedzińcu, falujące łuski połyskiwały w słońcu, ogon leniwie chodził na boki. Gad ruszył naprzód, rozprostowując długie cielsko.

Kilka par nóg pracowało, żeby lwi łeb znalazł się jeszcze bliżej samotnego chłopca. Smok ziewnął, pokazując rząd nierównych, pożółkłych kłów, które okalały tłusty język.

            – Co się stało? – zapytał lekko drwiącym tonem. – Powiedz coś. Rusz się.

            Nachylił się do twarzy chłopca i zaczął węszyć, rozdymając wielkie nozdrza. Pysk miał tak duży, że chyba mógłby połknąć całego nastolatka. A przynajmniej odgryźć mu górną połowę

ciała. Seth próbował się zmusić do jakiegoś ruchu. Chciał się odsunąć. Unieść rękę. Coś wymamrotać.

                Jego ciało nie reagowało. Chłopiec nie był w stanie nawet kiwnąć palcem. Ani odwrócić wzroku. Był absolutnie sparaliżowany smoczym strachem.

            – Żadnej reakcji? – zapytał smok. – Przecież nic ci nie grozi.

            Wiem, chciał powiedzieć Seth. Jesteś moim pomocnikiem.

            Marat zwykle zachowywał ludzką postać, ale dziś zrobił wyjątek, ponieważ Seth chciał sprawdzić swoją odporność na smoczy strach. Skoro jego siostra, Kendra, umiała mu się oprzeć,

to na pewno istniał jakiś sposób!

            – No dalej, Secie! – zapiszczał cichy głosik w kieszeni chłopca. Calvin, czempion nypsików, umiał panować nad sobą w obecności smoka, choć miał tylko parę centymetrów wzrostu.

            – Spróbuj się uśmiechnąć. Pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem, tatko uśmiechem potrafił wybrnąć z każdej sytuacji. Seth słyszał Calvina, ale nie mógł ruszyć głową, żeby na niego spojrzeć. Mógł oddychać. Czuł, jak bije mu serce. Ale usta nie chciały układać słów. Mięśnie ani drgnęły, nawet żeby wygiąć wargi w uśmiechu. Seth był poskramiaczem smoków, kiedy trzymał Kendrę za rękę. Ale teraz stał niemy i nieruchomy.

            To nie fair. Jego siostra potrafiła zachować spokój, samodzielnie stawiając czoło smokowi – nawet kiedy chodziło o Celebranta, Króla Smoków.

            Chłopiec czuł się tym bardziej upokorzony, że przecież ta cała konfrontacja była na niby! Wiedział, że smok jest przyjazny i nie zrobi mu krzywdy. Nie miał racjonalnego powodu do obaw, więc dlaczego rozum nie brał góry nad instynktem? Czy Seth naprawdę był aż tak bojaźliwy?

            Długie cielsko skurczyło się i Marat zmienił się w łagodnego Azjatę, odzianego w wyszukane jedwabne szaty. Atmosfera strachu minęła i chłopiec znów mógł się ruszać.

                        – Wcale się nie bałem – zapewnił.

            – Bardzo niewielu ludzi potrafi się oprzeć smoczemu strachowi.

            – Jasne, znieruchomiałem. Ale nie czułem lęku.

            – Mogłeś swobodnie myśleć? To już coś. Ale i tak mógłbym cię zabić, gdybym tylko chciał.

            – Może nie jestem dostatecznie zdesperowany?

            – Ciągle się zdarza, że smoki pożerają ludzi zastygłych w bez- ruchu. I oni przez cały ten czas są sparaliżowani strachem.

            A możesz mi wierzyć, że nie można im odmówić desperacji.

            – Dlaczego z Kendrą było inaczej?

            – Ona jest wróżkokrewna. Znalazła sposób, żeby wykorzystać tę moc. Tobie, jako zaklinaczowi cieni, może z czasem też się uda.

            – Jakieś wskazówki? Muszę to opanować. Smoki są wściekłe jak nigdy, szczególnie odkąd zdobyliśmy berło.

            – Ja nie jestem zaklinaczem cieni, no i nie odczuwam smoczego strachu. Potrzebny ci inny nauczyciel. Prosiłeś może siostrę?

            – Nie ma mowy. Jej moc różni się od mojej. Czego może mnie nauczyć Kendra? Jak zaprzyjaźnić się z wróżkami?

            – Kendra każdego mogłaby nauczyć wielu rzeczy – stwierdził Marat. – Być może nie chcesz jej poprosić, bo to twoja siostra?

            – Oczywiście! – odparł Seth. – Kto by chciał, żeby uczyła go siostra?

            – Moja siostra pomogła mi w nauce arytmetyki – wtrącił Calvin z kieszeni.

            – Wielkie rzeczy. To tylko matma. Kendra umie sama rozmawiać ze smokami. A ja nie!

                        – Może twój nypsik ma jakiś pomysł – zasugerował Marat.

            – Nie wiem, czy pomogę – powiedział Calvin. – Nie stosuję żadnych technik w stylu wstrzymywanie oddechu albo zaciskanie kciuków. Moja jedyna rada to nie bać się.

            – Nie boisz się smoków? – zapytał Seth.

            – Nie aż tak, żebym zamarł w bezruchu. Nie umiem tego wytłumaczyć, ja po prostu rzadko czego się boję.

            – Serio?

            – Wiem, że smoki mogą mnie zabić – sprecyzował Calvin.– Nie chcę zginąć ani zostać okaleczony. Niebezpieczeństwo mobilizuje mnie do czujności, a nie wywołuje strach.

            – Maracie, chcę spróbować jeszcze raz – oznajmił Seth. – Przygotuj się na czujność.

            – Czy mógłbyś zrobić sobie chwilę przerwy w ćwiczeniach? – odezwał się jakiś głos za jego plecami. Gdy chłopiec się obrócił, zobaczył, że na dziedziniec wchodzi Agad w stroju podróżnym i pelerynie. Za nim szli Nowel, Doren i Tanu.

Brak komentarzy

Co o tym myślisz?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *